Fot. Bartek Barczyk
Powrót

„Nie chciałabym przegapić momentu, gdy nagle okaże się, że oferta Filharmonii nie budzi zainteresowania”. Wywiad z Zofią Zembrzuską, nową dyrektor Filharmonii Narodowej

Michał Dybaczewski: Co spowodowało, że właśnie Pani została dyrektorem Filharmonii Narodowej?

Zofia Zembrzuska: Myślę, że złożyło się na to kilka czynników. Jednym z nich jest moje doświadczenie i rozeznanie w muzyce klasycznej – w tym jak funkcjonuje rynek tej muzyki, ale także kompetencje w zarządzaniu instytucją sprofilowaną muzycznie. Jako wicedyrektorka NOSPR miałam okazję pracować i z orkiestrą, i z działami administracyjnymi, gdzie wdrażałam różne procesy i usprawnienia. Obserwowałam co działa, a co nie. Czasem napotykałam opór, ale przeważnie udawało mi się go przełamywać i budować wspólnie jakąś energię pozwalającą iść naprzód. Jestem przekonana, że ta energia wyzwoli się także w przypadku Filharmonii Narodowej. Instytucji, z którą czuję się bardzo związana – przychodziłam do niej już jako dziecko, a potem przez znaczną część życia chodziłam tu na ważne wydarzenia muzyczne. To na pewno też miało wpływ. Myślę, że ważny był również fakt, iż otwarcie mówiłam o nadchodzących zmianach i szansie na wykorzystanie potencjału sceny warszawskiej – że rośnie w siłę Sinfonia Varsovia, która będzie miała nowoczesną salę koncertową, z większą ilością miejsc. Zlokalizowana co prawda w innej części Warszawy, ale dla Filharmonii Narodowej będzie to wyzwanie motywujące do działania. Mam duże ambicje, ale swoją misję chcę realizować ze spokojem, rozeznaniem, tego co jest możliwe i z kim można to zrealizować. Chcę, żeby dziedzictwo Filharmonii było kontynuowane, żeby nie zostało zatracone w nadmiernych eksperymentach i poszukiwaniach.

Żegna się pani z NOSPR, z którego odchodzi także dyrektor naczelna, Ewa Bogusz-Moore. W jakiej kondycji zostawiacie instytucję?

Myślę, że w bardzo dobrej. Udało się wprowadzić wiele usprawnień na poziomie procesowym – wdrożyć elektroniczny obieg dokumentów, pracę na harmonogramach, współdzielone dokumenty, tak, żeby ulepszyć przepływ informacji i zautomatyzować pewne powtarzalne działania. Oczywiście przy wykorzystaniu narzędzi technologicznych, jak i kompetencji pracowników. Zależało mi też na tym, by wykształcić przekonanie, że wszyscy odpowiadamy za tę instytucję – tym, co wnosimy, tym, co proponujemy, tym że sami zauważamy własne błędy i otwarcie o nich mówimy. Takie podejście nas uczy, wzmacnia zaufanie, rozwija i popycha dalej.

Sala koncertowa NOSR jest uważana za jedną z najlepszych w Polsce. Nie będzie jej Pani brakowało?

Oj, będzie na pewno. Byłam w NOSR na kilku koncertach, jeszcze zanim zostałam wicedyrektorką, ale jak już w tej roli usiadłam na jednym z koncertów, to było naprawdę wielkie „wow”. Ta sala jest olśniewająca, zarówno w aspekcie wizualnym, jak i akustycznym. Tam człowiek czuje się po prostu wyjątkowo. I nie jest to wcale tzw. pierwsze wrażenie, bo to nie mija. Sala NOSPR sprzyja by zatopić się w pięknie, w muzyce, w byciu tam. Tego mi na pewno będzie brakowało. Muszę jednak przyznać, że sala Filharmonii Narodowej też jest dla mnie wyjątkowa, jest sceną historyczną, kojarzoną z rozpoznawalnymi na całym świecie wydarzeniami muzycznymi, jak Konkurs Chopinowski czy Warszawka Jesień. Kojarzy mi się z początkami mojego poznawania muzyki klasycznej – jeszcze będąc w szkole muzycznej, czekałam na wejściówki, by móc pójść do Filharmonii na koncert i móc usiąść gdzieś blisko sceny.

W niedawnym wywiadzie dla Ruchu Muzycznego powiedziała pani, iż zmieniają się przyzwyczajenia, styl życia, percepcja, sposób konsumowania kultury, dlatego też chciałaby pani dotrzeć do osób którzy nie wiedzą, że mogliby się w Filharmonii odnaleźć. W jaki sposób zamierza pani to zrobić?

To jest trudne pytanie, na które nie mam jeszcze gotowej odpowiedzi, mam natomiast już pomysły. Chciałabym zdiagnozować, co blokuje młodych ludzi przed przyjściem do Filharmonii. Na pewno trzeba dawać im pewne tropy, podpowiedzi, bo przecież jeśli ktoś zupełnie nie zna się na muzyce klasycznej, to może nie odróżniać muzyki symfonicznej od kameralnej. Dlatego uważam, że należy rozpoznać preferencje widzów – jeśli ktoś lubi np. muzykę nostalgiczną, to wchodząc na stronę internetową Filharmonii nie powinien mieć trudności w odnalezieniu w repertuarze koncertu trafiającego w jego gusta. Chciałabym też włączyć młodych do współtworzenia jakiegoś cyklu, być może nowego formatu wydarzenia, wymyślić wspólnie coś, co byłoby dla nich interesujące.

Ale tu pojawia się pytanie: czy można dostosować ofertę Filharmonii do przyzwyczajeń publiczności, nie obniżając poziomu tej oferty?

To bardzo dobre pytanie. Myślałam raczej o tym, żeby zaprosić młodych do udziału, wysłuchać ich propozycji, natomiast absolutnie najważniejszą rzeczą w Filharmonii jest zagwarantowanie jakości. Kiedy wchodzę do Filharmonii, to muszę mieć pewność, że to, co dostanę, będzie najwyższej próby, choć może być jednocześnie zaprezentowane w nieco innej formie, z jakąś interesującą opowieścią. To właśnie chciałabym wyczuć. Wprawdzie obecnie Filharmonia ma swoją publiczność i problem braku frekwencji nas nie dotyka, jednakjuż teraz myślę co się wydarzy za te 10, 15, 20 lat. Nie chciałabym przegapić momentu, gdy nagle okaże się, że oferta Filharmonii nie budzi zainteresowania, a w konsekwencji orkiestra gra do pustych krzeseł.

Będzie pani współpracowała z dyrektorem artystycznym Krzysztofem Urbańskim, wybranym jeszcze przez dyrektora Wojciecha Nowaka. Czy realizowany będzie program artystyczny przygotowany przez dyr. Urbańskiego, czy ten, który Pani przedstawiła w konkursie, a może jakiś konsensus?

Całe szczęście mamy dosyć podobne wizje, więc myślę, że łatwo będzie wypracować konsensus. Jeśli chodzi o mój cel, któryjest absolutnie spójny z celem Krzysztofa, to jest nim ciągłe doskonalenie poziomu artystycznego orkiestry i chóru. Chciałabym też, by w „małym palcu” mieli opanowany program z żelaznymi dziełami symfoniki, które gra się zazwyczaj podczas zagranicznych tournée, tak by łatwiej przyciągnąć publiczność. Kanon musi być doskonale opanowany, bo melomani świetnie go znają. Oczywiście, będziemy otwierać się też na nowe utwory, bo wiadomo, że technikę wykonawczą zespołu podnosi się wtedy, gdy gra się rzeczy trudne i niespodziewane. To uczy muzyków elastyczności i otwartości. Chcemy też współpracować z wybitnymi dyrygentami, bo kontakt z nimi jest kształcący dla całego zespołu – chodzi o inne spojrzenie, inne wymagania. Kolejna rzecz to program edukacyjny – nie chcę traktować go po macoszemu, chcę natomiast, by poziom artystyczny oferty dla młodszego odbiorcy był na takim samym poziomie, jak dla odbiorcy już ukształtowanego. Nawet jeśli będzie to „opakowane” w prostą opowieść, to jednak nigdy kosztem jakości wykonania. Chciałabym też przyjrzeć się twórczości chóralnej, bo nie ma w Filharmonii w zasadzie żadnego wydarzenia chóralnego, a wydaje mi się, że tkwi tu pewien potencjał. Wspólne śpiewanie jest wyrazem bycia razem, wspólnotowości, co – jak mi się wydaje – jest bardzo istotną rzeczą, nie tylko na niwie kultury, ale w ogóle.

W jaki sposób Filharmonia Narodowa zamierza promować polskich artystów, szczególnie tych młodych?

Bardzo by mi zależało na cyklach kameralnych, tak żeby wzmocnić zaangażowanie muzyków w działalności Filharmonii. Nie jest to wcale tak oczywiste i proste – nie każdy chce i jest na to otwarty. Ale mówiąc wcześniej o jakości, miałam w głowie również składy kameralne – z najlepszymi muzykami, z najlepszymi wykonaniami i przemyślanym programem. Propozycją mogą być też występy solowe etatowych muzyków orkiestrowych – praktykowaliśmy je w NOSPR, gdzie sprawdzały się świetnie. Dzięki temu publiczność czuje większą więź z muzykami, kojarzy ich jako element większego składu, który akurat teraz występuje w roli głównego solisty.

Jaki jest Pani plan na działalność nagraniową Filharmonii Narodowej?

Zależy mi na budowaniu katalogu nagraniowego, ale trzeba przemyśleć, jak to robić. Dlatego warto zastanowić się nad racjonalną strategią – zarówno tego, co nagrywamy, w jaki sposób nagrywamy, a także jak to udostępniamy – na nośnikach fizycznych i w sieci, poprzez platformy streamingowe. Niedawno mój znajomy, początkujący meloman, powiedział mi, że pomocne byłoby dla niego, gdyby, idąc na określony koncert orkiestry Filharmonii Narodowej, mógł posłuchać sobie wcześniej fragmentu tego koncertu właśnie w wykonaniu orkiestry FN. Niektórzy tak właśnie wolą, uważając, że wówczas ich percepcja muzyki jest lepsza. Nie zawsze można jednak znaleźć takie wykonanie w sieci i myślę, że dobrze byłoby, żeby katalog nagrań FN się powiększył i był łatwiej dostępny. Osobną kwestią jest także nośnik fizyczny, na który mają trafiać nagrania. Tu trzeba sobie odpowiedzieć m.in. na pytanie, czy płyty CD są jeszcze nośnikiem, który ludzie rzeczywiście odtwarzają.

Statystyki mówią jasno: od CD lepiej sprzedają się winyle. Może warto więc pójść w tę stronę?

Jest to pomysł i taka myśl rzeczywiście kiełkuje w mojej głowie. Mamy renesans płyty winylowej i chociaż produkcja jest droższa, a w konsekwencji cena wyższa, to jednak winyl daje pewne poczucie prestiżu, czegoś ponadczasowego. Tak samo zresztą, jak obecność w Filharmonii.

Jakie nagrania Orkiestry Filharmonii Narodowej chciałaby Pani wydać jako pierwsze na winylu?

Moim marzeniem byłoby wydanie nagrania koncertu fortepianowego Lutosławskiego w wykonaniu Krystiana Zimermana z towarzyszeniem orkiestry Filharmonii Narodowej. Ten koncert (zorganizowany podczas Warszawskiej Jesieni w 2013 r. z okazji 100-lecia urodzin kompozytora) był dla mnie jednym z piękniejszych muzycznych przeżyć. Nie jestem jednak pewna, czy i jak został on zarejestrowany oraz jakie są uwarunkowania prawne.

Czy orkiestra Filharmonii Narodowa jest nadal wiodącą orkiestrą w Polsce?

Bez wątpienia tak. Natomiast zależy mi na tym, żeby była wiodąca nie tylko w Polsce, ale również w Europie. Dlatego musimy mieć bardzo wysoki poziom, którego wyznacznikiem będzie m.in. perfekcyjnie opanowany repertuar, ze wspomnianymi przeze mnie sztandarowymi dziełami symfoniki, na czele z Mahlerem, Czajkowskim, Brahmsem i Beethovenem. Nie możemy, rzecz jasna, zapominać o polskich kompozytorach. Przez wiele lat pracy w Instytucie Adama Mickiewicza zajmowałam się promocją muzyki polskich kompozytorów, a misją programu Polska Music było nakłanianie zagranicznych wykonawców, żeby wykonywali polską muzykę – utwory Bacewicz, Szymanowskiego, Lutosławskiego, czy Góreckiego. Co do polskich muzyków orkiestrowych, to akurat oni fantastycznie grają polską muzykę. Mają ją we krwi, czują ją, grają od młodości, dlatego warto się tym chwalić.

Poznała już Pani zespół orkiestry Filharmonii Narodowej?

Jeszcze nie, ale poznam na chwilę przed objęciem funkcji dyrektora. Pod koniec sierpnia orkiestra jedzie do Japonii na Expo w Osace, a ja mam im towarzyszyć. Co ciekawe, miałam jechać do Japonii we wrześniu z NOSPR, ale może nasze drogi się tam przetną. 

 

Fot. Bartek Barczyk